Kategorie
Rozkminogennie

Solucje i notyfikacje, rozkminogennie v2

Dzień dobry,
Swój rozkminogenny łańcuch skojarzeń chciałabym rozpocząć od omówienia tego właśnie sposobu wypowiadania się. Wiecie, wylosowała mi się w jednym projekcie taka dziewczyna, która zajmowała się UX i chyba swoje braki techniczne próbowała zasłonić terminologią pół English pół Polish, jak w tym memie. No więc zastanawiam się, jak te osoby zaczną mówić za niedługo. Na przykład ciekawi mnie, czy słownik stanie się dykcjonariuszem, albo czy słuchawki będą głowofonami/uszofonami (chociaż to by było niegłupie, przynajmniej byłoby jedno słowo, a nie słuchawki douszne, nauszne, wokółuszne i inne takie głupoty). Bo przycisk stał się już batonem, słyszałam taki tekst na żywo. Swoją drogą, to musi być cholera bardzo demotywujące, jak tak sobie projektujesz interfejs i cały czas myślisz, gdzie by postawić ten baton. To ja już wiem, skąd ta prognoza zmniejszonej dynamiki wzrostu PKB. O cukrzycy jeszcze nikt nie myśli, ale to już za niedługo, skoro zrobimy sobie takie słitaśne profesjolekty. Ale mówiąc bardziej realistycznie, siedzimy w domach, więc jak wtranżolimy batona, to nikt nie zauważy. Chociaż może to jest właśnie myśl? Może właśnie tak trzeba tworzyć język, żeby praca zawsze kojarzyła się z czymś przyjemnym? Technika trochę podobna jak przy pobieraniu krwi, ale pewnie działa, skoro przy każdym każą nam myśleć o czymś fajnym dla nas. Inna kwestia, że mi się to prawie nigdy nie udaje, bo choćbym nawet chciała, to i tak nie przychodzi mi na myśl, o czym mogłabym pomyśleć. Nie chodzi mi oczywiście o to, że nie zdarzyło mi się nic przyjemnego, bo to by było przekłamanie, ale albo nie mam pomysłów, albo mam ich za dużo. Podobnie mam z życzeniami wymyślanymi przy zdmuchiwaniu świeczek na torcie. Ma to swoje plusy, na przykład ten, że nie mogę wtedy powiedzieć, że życzenia mi się nie spełniają. I teraz zastanawiam się, czy tradycja wypowiadania w myśli życzeń podczas urodzinowej imprezy ma przełożenie na praktykę znaną z pobierania krwi? W sensie czy robimy to po to, żeby mniej bolało nas życie? Gdyby jeszcze wziąć pod uwagę, że tradycja jest raczej przypisana do dzieci, pojawia się pytanie, czy marzenia są mniej kojące dla dorosłych, czy są oni bardziej odporni na ból. W ogóle w temacie urodzin pesymista miałby spore pole do popisu, wszak z jakiegoś kuriozalnego powodu świętujemy rocznice tego, kiedy pierwszy raz zapłakaliśmy. Już nie mówiąc o tym, że jak już jesteśmy pełnoletni, to urodziny to w zasadzie nic fajnego, bo uświadamiamy sobie, że jesteśmy coraz starsi. Wow, chyba właśnie ogarnęłam, po co ludzie świętują imieniny. Naprawdę nigdy tego nie rozumiałam. Heh, przynajmniej jednej osobie ten blog się przydał 😛

EltenLink